Poszłam na niegdyś uwielbianego tatara. Na miejscu doznałam szoku, tak nie można
Jak może zmienić się uwielbiane danie na przestrzeni lat? Okazuje się, że po dłuższej nieobecności w lubianym lokalu, na miejscu spotka nas niemiła niespodzianka. Tak właśnie powinnam określić tatara, na którego wybrałam się z towarzystwem w weekend. Problemem był nie tylko smak potrawy.
Tatar w restauracji zmienił się na gorsze
W weekend poszliśmy się do dawno nieodwiedzanej restauracji. Wolny dzień i ładna pogoda sprzyjały spacerowi i zjedzeniu czegoś na mieście. Nieopodal domu mamy mały, niepozorny lokal, który od zawsze zachwycał mnie dobrym jedzeniem w rozsądnej cenie. Absolutnym hitem w mojej ocenie był serwowany tam tatar.
Mam wielką słabość do surowego siekanego mięsa. W restauracji Przystanek Koło smakowało mi ono zawsze wyjątkowo. W parze w wyśmienitą jakością i duża porcja szła także rewelacyjnie niska cena. Niestety po jednym i drugim pozostało jedynie wspomnienie.
Zaskakująca prawda o kultowym tatarze
W Przystanku Koło, znajdującym się na warszawskiej Woli, od zawsze można było dobrze zjeść . Restauracja, choć niewielka i znajdująca się w średnio atrakcyjnej okolicy, przyciąga mnóstwo gości. Lokal przetrwał też trudny pandemii, serwując swoje specjały na wynos . Problemy występujące w obecnych czasach odcisnęły na nim jednak swoje piętno .
Do tej restauracji chodziłam zawsze na tatara . Serwowana porcja była słusznych rozmiarów i podana ze smacznymi dodatkami. Próżno było szukać na talerzu wymyślnych składników, jednak cebulka, ogórki, świetna musztarda i przede wszystkim wołowina za każdym razem stawały na wysokości zadania . Za to wszystko liczono jedynie 27 złotych .
Cena za tatara w Przystanku Koło była zawsze konkurencyjna . W innych lokalach na mieście za tę samą przystawkę trzeba było zapłacić nawet 40 złotych . Jakość u konkurencji często nie dorastała do pięt „mojemu” tatarowi z Przystanku Koło. Teraz sytuacja uległa zmianie .
Gdy skierowałam swe kroku w stronę restauracji, od razu wiedziałam, co zamówię . Tatar to była moja pozycja obowiązkowa. Po spojrzeniu w menu spotkało mnie pierwsze niemiłe zaskoczenie . Przy daniu widniała kwota 42 złotych .
Mimo drastycznej podwyżce ceny i tak zamówiłam przystawkę . Wszyscy wiemy, jak poszły do góry koszty prowadzenia lokalu. Doniesiony do stolika tatar różnił się od tego, do którego przywykłam . Porcja, którą zapamiętałam „na bogato” prezentowała się tym razem bardziej skromnie.
Smak tatara w restauracji był w porządku . Składniki były świeże i danie jadło się raczej z przyjemnością . Po eksplozji smaku, którą miałam w pamięci, pozostał jednak jedynie mglisty ślad, czegoś mi brakowało . Wizyta po tatara okazała się dla mnie rozczarowaniem .
Czego wynikiem jest wysoka cena kultowej przystawki, która już nie smakuje jak dawniej ? W innych częściach miasta koszt jej zamówienia wzrósł jedynie symbolicznie . Być może Przystanek Koło postanowił podrównać cenę tatara do tej, która oferowana jest u konkurencji. Ja jednak wiem, że nie będę już po niego wracać tak często .
Poza tatarem restauracja oferuje szereg rewelacyjnych dań
Menu w Przystanku Koło jest krótkie, ale treściwe . Znajdziemy w nim typowe dania polskie, włoskie makarony, burgery i oczywiście coś na słodko. Dania zmieniają się od czasu do czasu, a ich wybór zależy od pory roku i dostępnych produktów . Osobna karta przewiduje także specjalne menu sezonowe .
Przyznać trzeba, ze tatar to jedyne potknięcie zaliczone przez lokal . Pozostałe potrawy były na najwyższym poziomie. Również ich ceny nie szokowały tak, jak w przypadku klasycznej przystawki . Miejsce z cała pewnością godne jest polecenia.
Z menu sezonowego wybraliśmy szparagi podawane z jajkiem w koszulce, boczkiem, cebulką i parmezanem . Ciepła przekąska zachwycała połączeniem smaków. Za solidna porcję policzono niecałe 30 złotych . Danie zdecydowanie warte było tych pieniędzy.
Jako danie główne wjechał kotlet schabowy . Oprócz niego na talerzu znalazły się ziemniaki i obłędna zasmażana kapusta . Samo mięso było dobrze rozbite, soczyste i delikatne. Za kotleta zajmującego połowę talerza (a do tego dodatki) zapłaciliśmy 39 złotych .
Aby zaczarować smutek po tatarze, domówiłam porcję pierogów . Ręcznie lepiony przysmak faszerowany był wyśmienitym wędzonym twarogiem . Świeżości i ciekawej nuty dodawało mu cancasse pomidorowe, czyli posiekane w kostkę warzywa . Ta potrawa rozpływała się w ustach.
Rachunek za napoje, 2 przystawki, 2 dania główne i deser wyniósł 230 złotych . Przyznać trzeba, że na obecne warunki kwota nie powala na kolana . Wizytę w Przystanku Koło jak zwykle można było zaliczyć do udanych . Tylko tego tatara nadal trochę żal … Domowy tatar wyjdzie przepyszne dzięki zastosowaniu tego triku . Przystawka podawana w Czechach w niczym nie przypomina tej, którą znamy ze swojego podwórka .