Na jesienną chandrę najlepsze ruchanki. Z fjutem
Najlepsze lekarstwo na jesienny spadek nastroju to ciepłe ruchanki z fjutem. Dzięki nim organizm wydziela ogromne ilości hormonu szczęścia. Kilka ruchanek o poranku i dobrze zaczniemy dzień.
Dobry fjut to prawdziwa rzadkość
Jak wszystko, co dobre, prawdziwy fjut wymaga cierpliwości. Niełatwo go znaleźć, najlepiej szukać na regionalnych jarmarkach i targach. To jeden ze skarbów polskiej wsi. Pochodzi z Kociewia na Pomorzu Gdańskim, choć bardzo dobrze znany jest także na Kujawach.
To pamiątka po czasach, kiedy cukier był bardzo drogi i nie każdy mógł sobie na niego pozwolić. Fjut jest rodzajem polskiej melasy – to gęsty i bardzo skoncentrowany syrop z buraka. Przygotowuje się go bardzo długo, ale kiedy jest już gotów, dostarcza organizmowi mnóstwa witamin i soli mineralnych. Działa odtruwająco i – ze względu na wysoką koncentrację słodyczy – bardzo szybko wpływa na poprawę nastroju.
Ruchanki - tania przyjemność
Z ruchankami jest podobnie jak z fjutem. Można je spotkać na Kaszubach, Kociewiu, na Kujawach, Pomorzu. Różnią się nieco między sobą, czasami nazywają się ruchańcami. To również wiejska potrawa, dostarczyciel taniej przyjemności – smażone na głębokim tłuszczu drożdżowe racuchy.
Czasami mają kształt wycinanych szklanką placków, jednak najczęściej są to po prostu nabierane łyżką (lub odrywane) kawałki ciasta, które trafiają na głęboki tłuszcz. Dlatego zazwyczaj nigdy nie wiadomo, jaki nasze ruchanki przybiorą kształt.
Jak to się robi?
Ruchanki – składniki:
- pół kilo mąki pszennej
- 2 szklanki ciepłego mleka
- jajko
- 50 g drożdży
- 3 łyżki cukru
- szczypta soli
- olej do smażenia
Sposób przygotowania:
W misce mieszamy mąkę, półtorej szklanki mleka, pokruszone drożdże, cukier i sól. Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 15-20 minut.
Kiedy drożdże ruszą a ciasto wyrośnie, dodajemy pozostałe mleko i jajko. Zagniatamy ciasto i znów odstawiamy. Powinno podwoić objętość.
Na głębokiej patelni lub w garnku o grubym dnie rozgrzewamy olej. Musi być go dużo, nasze racuchy muszą w nim pływać. Łyżką stołową delikatnie układamy porcje ciasta na wrzącym oleju. Obsmażamy z obu stron. Ważne, żeby ograniczyć stykanie się kawałków ciasta. Nigdy nie da się jednak tego uniknąć – ciasto na rozgrzanym tłuszczu przemieszcza się, tańczy, porusza. Stąd zresztą nazwa tych racuchów.
Usmażone ruchanki kładziemy na papier kuchenny, żeby obsączyć je z tłuszczu. Możemy podawać je posypane cukrem, cukrem pudrem lub – klasycznie – z fjutem.
Wiele godzin z fjutem
Fjut wymaga wielogodzinnej cierpliwości. Choć robi się go w prosty sposób, nie można nazwać go łatwym. Po pierwsze – musimy znaleźć buraki cukrowe. Po drugie – na pół litra syropu będziemy potrzebować ich aż 10 kilo. Dobra wiadomość jest taką, że to jedyny składnik.
Buraki bardzo dokładnie obieramy, oczyszczamy z narośli, wycinamy podejrzane plamki po czym – ścieramy je na tarce. To proces długotrwały i męczący. Jeśli mamy malakser, warto z niego skorzystać.
W wielkim garnku (lub kilku garnkach) układamy buraczane wióry i zalewamy wodą tak, by je przykryła i gotujemy. Kiedy buraki będą bardzo miękkie, czas je odcedzić starannie odciskając słodki płyn.
Dalej – już tylko gotowanie, za to może potrwać od 5 do nawet 10 godzin w zależności od tego, jaką gęstość syropu chcemy osiągnąć. Z tej ilości buraków powinniśmy otrzymać mniej więcej pół litra fjuta.
Ostudzony syrop doskonale przechowuje się w lodówce. Można polewać nim naleśniki, kluski, knedle i oczywiście – ruchanki.