Powiedział całą prawdę o pracy w piekarni. „Trzeba było się kitrać przed głównym piekarzem”
Wojek, youtuber i kolega popularniejszego Książula, uczestniczył w teście śniadań z piekarni. Podczas degustacji jednego z nich opowiedział, jak sam pracował w podobnej firmie. Ujawnił kłopotliwe szczegóły pracy piekarskiej siły roboczej.
Wojek pracował w piekarni
Książulo i Wojek, przygotowując materiał na kanał tego pierwszego, krążyli po Warszawie, zjadając w ciągu dnia zdecydowanie przesadzoną ilość śniadań. Wśród nich znalazło się także, uznane przez nich za najtańsze w mieście, śniadanie na gorąco w cenie 6 złotych. O degustacji tego i innych pisaliśmy już wcześniej.
Jednak w czasie swojej kulinarnej podróży zaliczali głównie sieciowe piekarnie, których w Warszawie działa kilka. Podczas wizyty w jednej z nich Wojek opowiedział o tym, jak sam pracował w piekarni.
To najgorszy zamiennik cukru. Niszczy zdrowie, a Polacy wciąż go kupująWojek: wszyscy kradli chleb
Ja jeszcze przed śniadaniem pozwolę sobie opowiedzieć swoją historię życia, związaną z dokładnie tym miejscem – zaczął Wojek przy stoliku w punkcie sieci SPC. – Pracowałem tutaj jakieś 12 lat temu. Musiałem zarobić w wakacje pieniądze, ponieważ były małe problemy finansowe i znalazłem tutaj pracę, która okazała się pracą fizyczną – wytłumaczył widzom sens i mechanizm podejmowania działalności zarobkowej.
Do zadań siedemnastoletniego wówczas Macieja Wojasa, czyli Wojka, należało mycie koszy, w których pieczywo jest wywożone do sklepów, a następnie z nich wraca niesprzedane. Około 2012 roku Wojek dostawać miał za taką pracę ok. 6 zł za rękę. Byłoby to ok. ⅔ ówczesnego minimalnego wynagrodzenia, które wynosiło 1500 zł miesięcznie. Jak dorobić do tej pensji?
Świeże bułeczki. No, się podkradało. Pobijałem tutaj rekordy bułek zjedzonych w ciągu dnia – opowiedział Wojas o śniadaniowej rutynie pracowników piekarni.
Jednak „podkradania” było więcej.
Mogłeś wziąć tam coś sobie na wynos, chlebek jakiś, do domu, ale pamiętam że Misiek kiedyś do mnie zadzwonił: „ty, bo jednak mama by chciała chleb”. Zacząłem w domu wyjmować, chyba osiem bochenków przyniosłem. Praca słabo płatna, trzeba było jakoś nadrobić te nisko zarobione pieniądze, więc wynosiło się chleb.
Wojek: „Znajomy sobie przebimbał”
Jednak praktyka wynoszenia wypieków z piekarni nie była tak bardzo tolerowana, jak wcześniej opowiedział Wojek.
Kiedyś znajomy tutaj pracował i, no, sobie przebimbał. Bo trzeba było z tym chlebem kitrać się przed głównym piekarzem. On napchał całą szafkę i przy głównym piekarzu się przebierał. Otwiera tę szafkę i mu się te wszystkie chleby wysypały i był przypał.
Maciej Wojas opowiedział jeszcze więcej historii o tym, jak chleb z piekarni stawał się kontrabandą, pozwalającą klasie robotniczej dorobić do skromnej pensji. Zdarzało się też trafić na dywanik do przełożonych.
Historia miała, według słów Wojka, miejsce w lokalu Spółdzielni Piekarsko-Ciastkarskiej, założonej w 1948 roku. Po upadku PRL-u firma pozostaje spółdzielnią.
Prowadzimy uczciwą politykę personalną – zapewniamy stabilne miejsca pracy i rozwoju dla ponad 800 pracowników – zapewnia na swojej stronie.
Wypróbuj przepisy na kotlety szu szu i rosół „po krakowsku”.
Źródło: YouTube/KSIĄŻULO